Reklama

Social media

GabLeaks – 70GB danych o użytkownikach przejęte przez haktywistów

fot. pxhere.com
fot. pxhere.com

70 GB danych, w tym również hasła i prywatna korespondencja, została wykradziona z prawicowej alternatywy Facebooka – serwisu Gab. W jakim celu? Haktywiści zapewniają, że dane mają zostać przeznaczone do celów badawczych nad skrajną prawicą, ruchem QAnon i ludźmi powiązanymi z wydarzeniami na Kapitolu z początku roku.

W niedzielę wieczorem grupa nazwana Distributed Denial of Secrets (DDoSecrets) ujawniła, że jest w posiadaniu 70 GB danych odnoszących się do 40 milionów postów, które zostały napisane przez użytkowników serwisu Gab. W komentarzu udzielonym Wired, Emma Best, przedstawicielka grupy, stwierdziła, że zebrane dane „zawierają prawie wszystko na temat Gab, w tym dane użytkowników i prywatne posty; wszystko, czego ktoś potrzebuje, aby przeprowadzić prawie pełną analizę użytkowników i treści Gab”.

DDoSecrets twierdzi, że haktywista wyprowadził te dane starając się ujawnić w dużej mierze prawicowych użytkowników platformy. W komentarzu udzielonym Wired Best spodkreśliła, że przejęte informacje „to kolejna żyła złota w badaniach dla ludzi przyglądających się bojówkom, neonazistom, skrajnej prawicy, QAnon i wszystkim, co dotyczy 6 stycznia”. Alternatywne serwisy w ostatnich miesiącach zyskały wielu nowych użytkowników. Napływ do alternatywnych mediów miał związek z licznymi oskarżeniami o cenzurę i usuwanie z popularnych platform społecznościowych prawicowych treści. Jednak apogeum wzrostu liczby użytkowników związany jest z wydarzeniami, które miały miejsce na początku stycznia w Stanach Zjednoczonych – wtargnięcia na Kapitol zwolenników Donalda Trumpa oraz zbanowaniem samego byłego już amerykańskiego prezydenta.

Pośród użytkowników serwisu, których liczba wzrosła również po czasowym wyłączeniu" Parlera, jak wskazuje serwis Wired, jest duża liczba teoretyków spiskowych Qanon, białych nacjonalistów i propagatorów spisków byłego prezydenta Donalda Trumpa – czyli tych, którzy brali udział lub wspierali protesty i wtargnięcie na Kapitol.

Jak donosi Wired, grupa haktywistów nie zamierza udostępnić danych a jedynie podzielić się nią – wybiórczo – z dziennikarzami i naukowcami do celów badawczych. Nie wskazano jednak, w jaki sposób ma dochodzić do dystrybucji tych danych. Próbka, która została przesłana redakcji Wired ma wskazywać, że przejęte informacje odnoszą się do indywidualnych profili użytkowników, w tym ich opisy i ustawienia prywatności, prywatne i publiczne posty oraz hasła. Według DDoSecrets, o czym informuje Wired, dane zostały wyciągnięte poprzez lukę w zabezpieczeniach serwisu. 

Z oświadczenia Gab do sprawy wypływa wiele żalu i zarzutów względem dziennikarzy – jednak trudno odnaleźć potwierdzenia, czy do wycieku doszło czy nie.  „Możemy tylko przypuszczać, że reporterzy, którzy piszą wiele artykułów uderzających w Gaba w przeszłości, są w bezpośrednim kontakcie z hakerem i zasadniczo pomagają mu w jego wysiłkach, aby oczernić naszą firmę i zranić was, naszych użytkowników” – czytamy we wpisie na blogu serwisu. Z pewnością oświadczenie do sprawy, wydane przez Andrew Torba - CEO Gaba - oskarżycielskie wobec dziennikarzy nie będzie sprzyjać poprawie wizerunku tej platformy. 

Pomimo, że dezinformacja oraz działalność grup ekstremistycznych jest zmartwieniem wszystkich platform społecznościowych to jednak Gab i Parler stały się przedmiotem szczególnej krytyki. Nieoczekiwanie w połowie stycznia br., po wydarzeniach na Kapitolu z początku roku, giganci IT postanowili uciszyć Parlera – jako powód podając szerzenie treści rasistowskich i antysemickich. Jednak warto przypomnieć, że również na Facebooku pojawiały się treści, ba całe grupy, w których uczestnicy twierdzili nawet, że „czas wyczyścić broń, czas wyjść na ulice” (po niekorzystnych dla Trumpa wynikach wyborów) czy wyrażali rasistowskie hasła względem Kamali Harris. Nie podjęto również decyzji o usunięciu Instagrama, który został oskarżony o doprowadzenie do śmierci nastolatki po zapoznaniu się z treściami z samookaleczeń. Taka decyzja nie zapadła także po tym, jak TikTok na żywo transmitował próbę samobójczą. Pomimo oficjalnego tłumaczenia Amazona, Apple i Google, nietrudno odnieść wrażenie, że na fali „oczyszczania internetu z nienawistnych treści” i poczuciu fałszywej legitymizacji do podjęcia takich działań po wtargnięciu na Kapitol – po prostu wyeliminowano konkurencję.

Z pewnością negatywnemu obrazowi Parlera nie sprzyjają liczby - 87% materiałów opublikowanych na platformie w czasie ataku na Kapitol pochodziło z dezinformacyjnych witryn – twierdzą eksperci, którzy przeanalizowali treści pojawiające się na platformie w okresie poprzedzającym wtargnięcie grupy protestujących na Kapitol.

image

Reklama

Komentarze

    Reklama