Reklama

Polityka i prawo

Niezdobyta twierdza czy niechętny Putin? Dlaczego rosyjscy hakerzy nie zaatakowali [KOMENTARZ]

  • Mirage 2000D z podwieszonymi bombami Enhanced Paveway II GBU-50 - fot. Francuskie siły powietrzne
  • fot. Roy Luck/ Flickr

Wybory w Niemczech upłynęły bez większych zakłóceń. Na chwilę obecną niemieckie służby nie stwierdziły obecności nieautoryzowanych użytkowników w sieciach i systemach wyborczych oraz partii politycznych. Nie zaobserwowano również masowych działań informacyjnych w mediach społecznościowych, porównywalnych do tych z USA czy Francji. Warto zadać sobie pytanie, dlaczego tak się stało.

Wybory w Niemczech zakończyły się zgodnie z przewidywaniami wygraną rządzących z CDU-CSU. Popularność bloku partii Angeli Merkel w porównaniu do ostatnich wyborów zdecydowanie spadła. Drugie miejsce zajęło SPD, a trzecie Alternatywa dla Niemiec (AfD), dostając się po raz pierwszy do parlamentu.

Czytaj też: Wybory w RFN: rosyjska wojna informacyjna za Odrą [ANALIZA]

Jednym z głównych tematów towarzyszących wyborom w Niemczech była możliwa ingerencja rosyjskich hakerów oraz zmasowana kampania informacyjna w mediach społecznościowych. Na chwilę obecną możemy stwierdzić, że nie widać żadnych oznak ingerencji w systemy teleinformatyczne. Nie oznacza to jednak, że do takowych nie doszło. W końcu w Stanach Zjednoczonych wciąż odkrywa się nowe informacje na temat aktywności rosyjskich hakerów wymierzonej w system polityczny tego kraju, a narracja stale się zmienia. Przykładowo, początkowo informowano, że nie doszło do żadnych ataków teleinformatycznych na systemy wyborcze, choć teraz wiemy, że faktycznie takie próby były podejmowane. Wydaje się, że kampania w mediach społecznościowych w Niemczech ograniczała się do stworzenia „podkładki” pod potencjalną narrację o fałszerstwach wyborczych oraz aktywizacji sympatyków AfD. Biorąc jednak pod uwagę, dobry wynik tej partii nie została ona uruchomiona. Oczywiście analiza botnetów i trolli trwa miesiącami i być może okaże się, że były podejmowane również inne działania.

Czytaj też: Ostatnie godziny wyborów w RFN zaktywizowały trolle i boty

Zakładając jednak, na podstawie obecnie posiadanych informacji, że faktycznie nie mieliśmy do czynienia z ingerencją hakerów, warto zadać sobie pytanie dlaczego do niej nie doszło?

Jedną z często powtarzanych opinii jest twierdzenie, że Niemcy po prostu bardzo dobrze zabezpieczyli swoje systemy i sieci teleinformatyczne, a prasa niemiecka skutecznie radziła sobie z fake newsami. Narracja ta może mieć sens. Wywiad i kontrwywiad w Niemczech od prawie roku publicznie ustami szefów służb ostrzegali przed potencjalną rosyjską ingerencją w systemy wyborcze oraz w działania w obszarze informacyjnym. W celu przeciwdziałania potencjalnemu zagrożeniu szkolono personel, wzmacniano  zabezpieczenia sieci i systemów oraz organizowano spotkania z dziennikarzami na temat walki z fałszywymi informacjami. Dodatkowo niemieckie media są mniej związane z konkretnymi partiami politycznymi, a niemieccy wyborcy wierzą im w o wiele większym stopniu niż przykładowo Amerykanie swoim. Niemcy mają również mniejsze zaufanie do mediów społecznościowych oraz reklam politycznych, które odgrywają marginalną rolę w wyborach. Poza tym niemiecki system polityczny jest inny niż we Francji i Stanach Zjednoczonych, gdzie ostateczny wybór sprowadza się do głosowania na dwóch kandydatów. W Niemczech jest inaczej przez co również polaryzacja polityczna jest mniejsza.  

Hans-Georg Maaßen
Hans-Georg Maaßen / Fot. CDU/CSU-Bundestagsfraktion

Ponadto Rosjanie przeprowadzając operację w Stanach Zjednoczonych, bazowali na zaskoczeniu. Kilka miesięcy później we Francji nie poszło już tak łatwo. Francuskie służby wyciągnęły wnioski z amerykańskiej lekcji i dobrze zabezpieczyły się na wypadek ingerencji hakerów. Te wprawdzie miały miejsce, ale wywarły o wiele mniejszy wpływ niż w Stanach Zjednoczonych. Niemieckie służby miały jeszcze więcej czasu na przygotowanie, będąc w stałym kontakcie z amerykańskimi i francuskimi odpowiednikami. Można założyć, że te wprowadzone środki faktycznie okazały się skuteczne.

Problem jednak w tym, że nie ma czegoś takiego jak zabezpieczony w 100 proc. system. Zawsze znajdzie się luka lub niedoinformowany pracownik, które może zostać wykorzystany przez atakującego. Nie można też całkowicie wyeliminować operacji informacyjnych z mediów społecznościowych. W szczególności jeżeli zagrożenie pochodzi ze strony profesjonalistów. Dlatego też jeżeli Rosjanie albo jakaś inna siła chciałaby dokonać takiej ingerencji, prawdopodobnie by się to udało. Zresztą, w posiadaniu hakerów powiązanych prawdopodobnie z Kremlem już są pokaźne ilości informacji, zdobyte podczas wcześniejszych operacji w tym ataku na systemy Bundestagu, który miał miejsce 2 lata temu. Można założyć, że nie było tam żadnych szokujących, kompromitujących informacji, albo, że ich dysponent celowo nie chciał ich użyć.

Fot. Wolfgang Pehlemann/Wikipedia Commons/CC 3.0

Innym powodem mógł  być rachunek zysków i kosztów dokonany przez reżim Władimira Putina. Parafrazując słynnego pruskiego stratega Carla von Clausewtiza, można powiedzieć, że działania w cyberprzestrzeni są przedłużeniem polityki, tylko prowadzonymi innym środkami. Dlatego też z rosyjskiego punktu widzenia znaczna ingerencja w niemieckie wybory mogłaby przynieść więcej złego niż dobrego. Rosja w końcu dąży do powrotu do normalnych relacji z Zachodem.

Po pierwsze Putin był świadomy, że zwycięzca wyborów w Niemczech jest dobrze znany i to Angela Merkel oraz blok CDU-CSU sięgną po wygraną. Jakby nie patrzeć drugie i trzecie miejsce zajęły partie jawnie prorosyjskie. Również FDP i Linke pozytywnie odnoszą się do polityki Kremla i domagają się jeżeli nie zniesienia sankcji to chociaż ich poluzowania. Dlatego też Putin z wyników wyborów może być zadowolony. W samym CDU-CSU jest silna frakcja prorosyjska, w końcu partia ta wspiera budowę Nord Stream 2. Ewentualne zaangażowanie rosyjskich hakerów mogłoby wzmocnić antyrosyjskie działania Niemiec i skonsolidować partie polityczne wokół zagrożenie ze strony Rosji.

Fot. Kremlin.ru

Ponadto brak aktywności hakerów może zostać wykorzystany w propagandowym przesłaniu, że rosyjskie zagrożenie jest wyolbrzymiane przez rusofobicznych przywódców państw bałtyckich, Polski czy Rumunii – dokładnie tak jak przedstawia to rosyjska propaganda. Współgra to z zakończonymi manewrami Zapad-17, które mimo potencjalnych, czarnych scenariuszy nie zakończyły się ani okupacją Białorusi ani inwazją na kraje NATO. Daje to kolejny argument do ręki zwolennikom powrotu do polityki „business as usual”, których w Niemczech jest bardzo wielu. Należy dodać, że to właśnie ten kraj jest kluczowy dla utrzymania sankcji wobec Rosji, a osłabiona Angela Merkel szukając koalicjantów do budowy rządu może ulec zwolennikom ocieplenia relacji z tym krajem. Niestety wiele osób popełnia błąd, postrzegając Rosję jako państwo funkcjonujące w sposób podobny do tych zachodnich, z demokratycznymi systemami politycznymi, z którym można prowadzić interesy i to pomimo ostatnich wydarzeń, które miały miejsce.

Czytaj też: Operacja informacyjno-psychologiczna Zapad-2017 [ANALIZA]

Podsumowując, hakerzy są bronią polityczną wykorzystywaną do realizacji interesu państwowego. Prawdopodobnie w tym wypadku, rosyjska administracja uznała, że operacje w cyberprzestrzeni przyniosą więcej złego niż dobrego, że koszty operacji przewyższą potencjalne zyski i dlatego nie zdecydowano się na podjęcie agresywnych działań.

Przedstawiona powyżej hipotetyczna sytuacja opiera się na obecnie dostępnych informacjach. Biorąc pod uwagę metody działań Rosji z ostatnich lat i w różnych państwach, realnych wariantów jest wiele.

Reklama

Komentarze

    Reklama