Reklama

Polityka i prawo

Wraca projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internetowych mediach społecznościowych

Fot. Tumisu / Pixabay
Fot. Tumisu / Pixabay

Projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internetowych mediach społecznościowych - z inicjatywy Ministerstwa Sprawiedliwości - trafił do wykazu prac legislacyjnych Rady Ministrów. Proponowane prawo budzi wiele kontrowersji, m.in. ze względu na kwestie związane z wolnością wypowiedzi i możliwym wykorzystaniem go do celów cenzury.

W uzasadnieniu wprowadzenia ustawy czytamy, że „wszelka ingerencja w upowszechnione treści, będąc pewnym ograniczeniem (…) konstytucyjnych wolności, może zostać wprowadzona pod warunkami określonymi w art. 31 ust. 3 Konstytucji RP. Zgodnie z treścią tego przepisu, ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób”.

Dalej stwierdzono, że ograniczenia te mogą wynikać z ustaw karnych, jak i z przepisów prawa cywilnego, dotyczących np. ochrony dóbr osobistych. „Niewątpliwie bowiem popełnienie przestępstwa lub naruszenie dóbr osobistych może nastąpić także przez artykuł prasowy, audycję radiową czy odpowiedni wpis w internecie” – podało Ministerstwo Sprawiedliwości w uzasadnieniu projektu.

„W tym sensie podlegają one kontroli innych osób (…) a także organów ścigania, co jednak nie jest cenzurą (represyjną), gdyż nie łączy się z prawem konfiskowania publikacji lub innych sposobów wycofywania >>poglądów<< lub >>informacji<< z obiegu publicznego” – napisano.

Resort podkreślił, że problem rozpowszechniania nieprawdziwych informacji online ma charakter globalny, a dla Polski istotne znaczenie w tym względzie mają działania organów UE. „Aktualnie jednak kwestia działań związanych ze zwalczaniem nielegalnych treści w internecie mieści się w sferze tzw. prawa wtórnego, są to głównie zalecenia i opinie” – zaznaczono.

Rozwój społeczeństwa informacyjnego „wymaga odpowiedzi ustawodawcy”

W myśl projektu ustawy Ministerstwa Sprawiedliwości, ma ona stworzyć procedury prawne do ochrony przestrzeni informacyjnej, „wolności wypowiedzi, dostępu do prawdziwej informacji oraz ochrony przed dezinformacją”.

„Informacje umieszczane przez użytkowników portali społecznościowych stanowią często najważniejsze źródło wiedzy na tematy bieżących wydarzeń dla szerokiej części społeczeństwa” – zauważa resort. Jak dodaje w uzasadnieniu, to również jedna z podstawowych płaszczyzn debaty dotyczącej aktualnych zagadnień społecznych i politycznych.

„Kluczowe znaczenie ma zatem przeciwdziałanie arbitralnemu oraz bezpodstawnemu izolowaniu określonych podmiotów od podstawowych źródeł informacji, funkcjonujących szeroko w obecnym życiu publicznym” – dodano.

W uzasadnieniu ustawy nie wyjaśniono jednak, na czym to wykluczenie miałoby polegać, wskazano jednak, że obecnie – zdaniem ustawodawcy – „nie istnieją żadne instrumenty prawne, które służyłyby niebudzącemu wątpliwości ustaleniu osób odpowiedzialnych za tego rodzaju działania, jak i tworzyłyby skuteczne prawnie instrumenty powrotu na forum osób z niego wykluczonych, nieweryfikowalnymi decyzjami nieznanych decydentów”.

Ochrona przed banowaniem i prawo do prawdy oraz pozwy SLAPP

Resort wskazał w swoim uzasadnieniu na konieczność stworzenia instrumentów prawnych, które pozwolą użytkownikom mediów społecznościowych dochodzić swoich praw w przypadku, gdy zostaną zablokowani np. na Facebooku czy Twitterze w związku z zamieszczanymi przez siebie treściami.

W dokumencie wskazano również, że „prawda jest fundamentalnym prawem człowieka”.

Twierdzenie to umieszczono w kontekście „masowego blokowania treści w przestrzeni internetowej”.

Według Ministerstwa Sprawiedliwości, platformy społecznościowe, blokując dostęp do materiałów, które uznają za naruszające regulamin korzystania z ich usług, w rzeczywistości dopuszczają się „bezprawnych działań”.

Nad tym, aby do nich nie dochodziło, czuwać ma Rada Wolności Słowa, czyli nowy organ administracji publicznej zdefiniowany w ustawie, który ma liczyć 4 członków powoływanych przez Sejm RP większością trzech piątych głosów (na sześcioletnią kadencję) i „stać na straży przestrzegania przez internetowe serwisy społecznościowe wolności do wyrażania poglądów, pozyskiwania informacji, rozpowszechniania informacji, wyrażania przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych oraz wolności komunikowania się”.

Projekt ustawy zakłada również możliwość kierowania przeciwko osobom dopuszczającym się zabronionych przez nowe prawo czynności tzw. ślepych pozwów (SLAPP), w ramach których sąd zobowiąże firmy internetowe do ujawnienia danych pozwanej osoby na potrzeby postępowania. Jeśli firma odmówi – zapłaci grzywnę.

SLAPP bardzo często wykorzystywany jest jako model działania przeciwko aktywistom, dziennikarzom oraz osobom sprzeciwiającym się polityce ugrupowań rządzących. W krajach demokratycznych uznawany jest za narzędzie do wywołania tzw. efektu mrożącego.

Dwie doby na reakcję

W projekcie ustawy czytamy, że po zmianach portale społecznościowe będą miały 48 godzin na rozpatrzenie reklamacji użytkowników wnoszonych w sprawach m.in. ograniczenia dostępu do treści, do profilu czy uniemożliwienia rozpowszechniania treści. W razie niezadowolenia użytkownika ze sposobu rozpatrzenia reklamacji, może on wnieść skargę do Rady Wolności Słowa, która ma rozstrzygać spór na poziomie krajowym, a jej decyzje mają podlegać bezapelacyjnemu wykonaniu przez firmy świadczące usługi społecznościowe w ciągu zaledwie 24 godzin.

W ustawie przewidziano kary pieniężne w wysokości od 50 tys. do 50 mln zł dla podmiotów, które nie spełnią zapisanych w projektowanej legislacji warunków, m.in. zobowiązujących firmy do posiadania krajowego przedstawiciela odpowiedzialnego za obsługę polskich użytkowników, publikowania w swoich serwisach jego danych oraz udostępniania pełnej treści regulaminów korzystania z usług w języku polskim.

Kary finansowe grożą firmom również wtedy, gdy ich przedstawiciele nie będą uczestniczyć w organizowanych przez Prezesa UKE szkoleniach dot. stanu prawnego na temat reklamacji, a także nie wypełnią obowiązku rozpatrzenia reklamacji użytkownika bądź nie udzielą odpowiedzi i informacji organom i instytucjom państwa w związku z prowadzonymi przez nie postępowaniami (nie sprecyzowano w tym punkcie, o jakie postępowania chodzi).

Od decyzji Rady Wolności Słowa przysługuje odwołanie do… Rady Wolności Słowa z żądaniem ponownego rozpatrzenia sprawy.

Wątpliwości ekspertów

Prawnik związany z Fundacją Panoptykon Wojciech Klicki skomentował wpisanie projektu ustawy do wykazu prac legislacyjnych Rady Ministrów na Twitterze pisząc, że wraz z projektem wracają „złe pomysły”. „>>Rada Wolności Słowa<< i retencja danych internetowych. Dobrze chociaż, że projekt idzie normalną ścieżką rządową i jest 21 dni na konsultacje. Panoptykon na pewno skorzysta z tej możliwości” – stwierdził. Jak dodał Klicki, wyszczególniony w ustawie obowiązek przechowywania danych internetowych przez 12 miesięcy idzie wbrew najnowszemu orzecznictwu Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Prawnik i ekspert ds. ochrony danych osobowych oraz informacji niejawnych Piotr Liszwic w swoim wpisie ironicznie stwierdził z kolei, że projekt to „przepiękna sprawa – szczególnie ten dostęp do >>prawdziwej informacji<<, czyli takiej, która pasuje obecnemu ustawodawcy?”. O projekcie jako pierwszy napisał "Dziennik Gazeta Prawna".


Chcemy być także bliżej Państwa – czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture. 

image
Fot. Reklama

Reklama

Komentarze

    Reklama